13 lipca 2017

Dwa światy

13. lipca miał miejsce 12. etap Tour de France z Pau do stacji narciarskiej Peyragudes. Z uwagi na wygląd tegorocznej trasy, była to ostatnia z dwóch okazji obejrzenia etapu na żywo, wybierając się na rowerze do Francji. Dzień wcześniej w tym mieście kolarze finiszowali. W środę nie mogłem wybrać się, ponieważ obchodziliśmy pewną rocznicę, świętując ją m. in. zjazdem na Tirolina Valle de Tena. Pozostał zatem czwartkowy start etapu w Pau.

Tirolina Valle de Tena

Pobudka o zupełnie nieludzkiej porze nie była problemem. Myśl, że mam do przejechania w sumie blisko 250 km w wysokich górach, aby tylko przez chwilę obejrzeć peleton (jeżeli w ogóle uda się zdążyć na start) – już tak. Porannych 16 st. C w końcu dawało wytchnienie od codziennej jazdy w upałach. Jadąc do Biescas stoczyłem pierwszą walkę z wiatrem. Później nie było łatwiej. Jedynie widok gór o wschodzie Słońca dawał pewne ukojenie.

Biorąc pod uwagę fakt, że zrobiłem kilka postojów na zdjęcia, na Puerto de Portalet zameldowałem się po blisko trzech godzinach od wyruszenia z domu. Oznaczało to, że mam około pół godziny straty i teraz trzeba mocniej przycisnąć, aby myśleć o osiągnięciu celu wycieczki. Zjazd z przełęczy, mimo wiatru w twarz, pokonałem szybciej niż się tego spodziewałem. Jednak już na 10. kilometrze spotkałem się z tym, co tak różni francuskie i hiszpańskie Pireneje – pogodą.



Embalse de Búbal o świcie

Escarilla

Sallent de Gállego

Pic du Midi d'Ossau o poranku

Zaczyna się...

Wjechałem w chmury, które towarzyszyły mi później przez cały kilkudziesięciokilometrowy pobyt we Francji. W Laruns znalazłem się bezpośrednio pod nimi. Do Pau pozostała ponad godzina drogi, ale z każdym kilometrem pogoda jeszcze się pogarszała. Mimo, że temperatura powietrza oscylowała w granicach 18 st. C, a wilgotność dochodziła do 100%, dziwnym trafem nie było mi zbyt zimno. Kilkanaście kilometrów od Laruns droga stała się mokra, a mżawka na tyle intensywna, że dalsza jazda stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wszystko wokół spowiła intensywna mgła. W tych warunkach bezpieczne przemieszczanie się przy utrzymaniu prędkości w okolicach 30 km/h było raczej niemożliwe. Do startu etapu została godzina, a z mojej strony niespełna 30 km drogi. Dałem za wygraną i zawróciłem.


Lac de Castet i pływające zombie

Chapelle Notre-Dame-de-l'Ayguelade

Początek wspinaczki od strony wschodniej




W okolicach Laruns było jeszcze w miarę sucho, więc postanowiłem pokręcić się po tamtejszych podjazdach. Wspiąłem się do wioski Béost, a następnie Bagès, skąd ponoć prowadzi alternatywny podjazd (kilka kilometrów szutru) na Col d'Aubisque. Faktycznie, znalazłem wąską i stromą drogę, ale tego dnia nie chciałem wjeżdżać aż na ponad 1700 m n.p.m., więc po kilku kilometrach odpuściłem. Wróciłem do Béost i skręciłem w kierunku miejscowości uzdrowiskowej Eaux-Bonnes (Dobre Wody), znajdującej się przy właściwym podjeździe na najbardziej znaną w tej części Pirenejów przełęcz. Zwiedziłem miasteczko i postanowiłem wrócić do domu.


Laruns

Béost

Église Saint-Jean-Baptiste Notre-Dame-des-Infirmes (Eaux-Bonnes)

Eaux-Bonnes


Początek podjazdu na Puerto de Portalet...

...i jego środkowy fragment

Wjeżdżając na Puerto de Portalet w mej głowie zrodził się pomysł, aby odwiedzić po drodze Lac de Bious-Artigues, gdzie jeszcze moje koła nie kręciły. Podjazd do jeziora faktycznie był dość wymagający, miejscami całkiem stromy, lecz widoki na jego końcu, z okolic znajdującej się tam zapory raczej nie warte tego, żeby się tak męczyć. Niemniej jest to dobra baza wypadowa dla wspinaczy na Pic du Midi d'Ossau. Powoli zjechałem stamtąd z myślą, że czeka mnie jeszcze około 15 kilometrów podjazdu na drugi raz pokonywaną tego dnia przełęcz Portalet.


Lac de Bious-Artigues

Parking poniżej zapory

Na górze obowiązkowe ostatnio piwo w „stylu polskim”, czyli zamiast kulturalnie, po "hiszpańsku", do baru z widokiem na sklepy i parking, to samo piwo kupiłem trzy razy taniej, usiadłem na pobliskiej polanie i delektowałem się pejzażami. Tylko piwo mogło być zimniejsze. Po zjeździe z przełęczy, 15-kilometrowy fragment od Biescas zniszczył mnie totalnie. Niemiłosierny upał i silny wiatr przedni stanowiły niepojętą katorgę. Do domu wróciłem jako żywy trup. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak zmęczony, ale było to chyba około miesiąc wcześniej.


Vallée d'Ossau

Pic du Midi d'Ossau w świetle dnia



Dane:
200,43 km
9 h 00 min 07 sec
Vśr = 22,26 km/h
Vmax = 81,79 km/h


Słowo na dziś:
el esfuerzo - wysiłek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz