13. lipca miał miejsce 12. etap Tour de France z Pau do
stacji narciarskiej Peyragudes. Z uwagi na wygląd tegorocznej trasy, była to
ostatnia z dwóch okazji obejrzenia etapu na żywo, wybierając się na rowerze do
Francji. Dzień wcześniej w tym mieście kolarze
finiszowali. W środę nie mogłem wybrać się, ponieważ obchodziliśmy pewną
rocznicę, świętując ją m. in. zjazdem na Tirolina Valle de Tena.
Pozostał zatem czwartkowy start etapu w Pau.
|
Tirolina Valle de Tena |
Pobudka o zupełnie nieludzkiej porze nie była problemem. Myśl, że mam do przejechania w sumie blisko 250 km w wysokich górach, aby tylko przez chwilę obejrzeć peleton (jeżeli w ogóle uda się zdążyć na start) – już tak. Porannych 16 st. C w końcu dawało wytchnienie od codziennej jazdy w upałach. Jadąc do Biescas stoczyłem pierwszą walkę z wiatrem. Później nie było łatwiej. Jedynie widok gór o wschodzie Słońca dawał pewne ukojenie.
Biorąc pod uwagę fakt, że zrobiłem kilka postojów na zdjęcia, na Puerto de Portalet zameldowałem się po blisko trzech godzinach od wyruszenia z domu. Oznaczało to, że mam około pół godziny straty i teraz trzeba mocniej przycisnąć, aby myśleć o osiągnięciu celu wycieczki. Zjazd z przełęczy, mimo wiatru w twarz, pokonałem szybciej niż się tego spodziewałem. Jednak już na 10. kilometrze spotkałem się z tym, co tak różni francuskie i hiszpańskie Pireneje – pogodą.
|
Embalse de Búbal o świcie |
|
Escarilla |
|
Sallent de Gállego |
|
Pic du Midi d'Ossau o poranku |
|
Zaczyna się... |
Wjechałem w chmury, które towarzyszyły mi później przez cały kilkudziesięciokilometrowy pobyt we Francji. W Laruns znalazłem się bezpośrednio pod nimi. Do Pau pozostała ponad godzina drogi, ale z każdym kilometrem pogoda jeszcze się pogarszała. Mimo, że temperatura powietrza oscylowała w granicach 18 st. C, a wilgotność dochodziła do 100%, dziwnym trafem nie było mi zbyt zimno. Kilkanaście kilometrów od Laruns droga stała się mokra, a mżawka na tyle intensywna, że dalsza jazda stanęła pod dużym znakiem zapytania. Wszystko wokół spowiła intensywna mgła. W tych warunkach bezpieczne przemieszczanie się przy utrzymaniu prędkości w okolicach 30 km/h było raczej niemożliwe. Do startu etapu została godzina, a z mojej strony niespełna 30 km drogi. Dałem za wygraną i zawróciłem.
|
Lac de Castet i pływające zombie |
|
Chapelle Notre-Dame-de-l'Ayguelade |
|
Początek wspinaczki od strony wschodniej |
W okolicach Laruns było jeszcze w miarę sucho, więc postanowiłem pokręcić się po tamtejszych podjazdach. Wspiąłem się do wioski Béost, a następnie Bagès, skąd ponoć prowadzi alternatywny podjazd (kilka kilometrów szutru) na Col d'Aubisque. Faktycznie, znalazłem wąską i stromą drogę, ale tego dnia nie chciałem wjeżdżać aż na ponad 1700 m n.p.m., więc po kilku kilometrach odpuściłem. Wróciłem do Béost i skręciłem w kierunku miejscowości uzdrowiskowej Eaux-Bonnes (Dobre Wody), znajdującej się przy właściwym podjeździe na najbardziej znaną w tej części Pirenejów przełęcz. Zwiedziłem miasteczko i postanowiłem wrócić do domu.
|
Laruns |
|
Béost |
|
Église Saint-Jean-Baptiste Notre-Dame-des-Infirmes (Eaux-Bonnes) |
|
Eaux-Bonnes |
|
Początek podjazdu na Puerto de Portalet... |
|
...i jego środkowy fragment |
Wjeżdżając na Puerto de Portalet w mej głowie zrodził się pomysł, aby odwiedzić po drodze Lac de Bious-Artigues, gdzie jeszcze moje koła nie kręciły. Podjazd do jeziora faktycznie był dość wymagający, miejscami całkiem stromy, lecz widoki na jego końcu, z okolic znajdującej się tam zapory raczej nie warte tego, żeby się tak męczyć. Niemniej jest to dobra baza wypadowa dla wspinaczy na Pic du Midi d'Ossau. Powoli zjechałem stamtąd z myślą, że czeka mnie jeszcze około 15 kilometrów podjazdu na drugi raz pokonywaną tego dnia przełęcz Portalet.
|
Lac de Bious-Artigues |
|
Parking poniżej zapory |
Na górze obowiązkowe ostatnio piwo w „stylu polskim”, czyli zamiast kulturalnie, po "hiszpańsku", do baru z widokiem na sklepy i parking, to samo piwo kupiłem trzy razy taniej, usiadłem na pobliskiej polanie i delektowałem się pejzażami. Tylko piwo mogło być zimniejsze. Po zjeździe z przełęczy, 15-kilometrowy fragment od Biescas zniszczył mnie totalnie. Niemiłosierny upał i silny wiatr przedni stanowiły niepojętą katorgę. Do domu wróciłem jako żywy trup. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłem tak zmęczony, ale było to chyba około miesiąc wcześniej.
|
Vallée d'Ossau |
|
Pic du Midi d'Ossau w świetle dnia |
Dane:
200,43 km
9 h 00 min 07 sec
Vśr = 22,26 km/h
Vmax = 81,79 km/h
Słowo na dziś:
el esfuerzo - wysiłek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz