11 lipca 2017

La fiesta de San Fermín en Pamplona

Każdego roku na początku lipca w Pamplonie odbywa się fiesta ku czci patrona miasta, świętego Firmina, biskupa Amiens, męczennika chrześcijańskiego. Prawdopodobnie urodził się on między II a IV wiekiem w Pompaelo, czyli dzisiejszej stolicy wspólnoty autonomicznej Navarra. Zginąć miał w więzieniu przez ścięcie. Fiesta upamiętniająca tego świętego Kościoła katolickiego już dawno zatraciła swój religijny charakter.

Na fieście San Fermín byłem obecny już w 2004 i 2008 roku. Teraz, po kolejnych 9 latach nadarzyła się okazja, aby znowu odwiedzić Pamplonę podczas fiesty i sprawdzić czy coś zmieniło się przez ten czas.

Nie zmieniło się praktycznie nic. Ścisłe centrum miasta przez tydzień jest zamknięte dla ruchu samochodowego. Za to przez całą dobę krąży po nim nieprzenikniona masa miejscowych i przyjezdnych, w tym duża część mniej lub bardziej pijana. W wielu miejscach, szczególnie w wąskich uliczkach starego miasta w powietrzu unosi się nieznośny zapach lub może raczej smród mieszaniny wina, piwa i moczu. Od ostatniej mojej wizyty zwiększyła się chyba tylko ilość co bardziej przedsiębiorczych handlarzy pierdołami pochodzenia afrykańskiego, którzy stale wędrują ze swoim towarem w postaci kolorowych kapeluszy, baloników i święcących rogów byka lub rozkładają go w wielu miejscach na prześcieradłach. W ten sposób próbują znaleźć chętnych na zakup między innymi chińskich torebek i butów.

To jedna strona medalu, druga jest taka, że na każdym kroku odbywają się koncerty i zabawy, ludzie bez przerwy przesiadują w knajpach, które podczas fiesty chyba nie są zamykane ani na chwilę. Każdego dnia rano odbywa się el encierro, czyli znany na całym świecie bieg z bykami (dokładniej rzecz biorąc przeganianie byków z zagrody na arenę), w którym miałem okazję wziąć udział w 2004 roku. Po południu natomiast ma miejsce obowiązkowa corrida z udziałem byków z porannego biegu.

Zresztą el encierro to temat na osobny wpis. Generalnie rzecz biorąc od 1910 roku, od kiedy prowadzone są statystyki, do dnia dzisiejszego zginęło 15 osób (sami mężczyźni, głównie Hiszpanie z wyjątkiem jednego Meksykanina w 1935 roku i jednego Amerykanina w 1995 roku). W każdym biegu ktoś zostaje ranny, ale z reguły są to obrażenia spowodowane popchnięciem, upadkiem czy zderzeniem z kimś innym – ścisk, wzajemne przepychanki i poziom adrenaliny w powietrzu powodują, że o wypadek nietrudno. O wiele rzadziej ludzie odnoszą rany z powodu stratowania przez byka lub nabicia na róg, choć trzeba przyznać, że pomoc w takich sytuacjach jest udzielana co najmniej kilkanaście razy podczas każdej fiesty.

Wracając na trasę, wyjechałem o całkiem wczesnej jak na mnie porze, początkowo było dość rześko (nie lubię tego słowa w odniesieniu do porannej temperatury), a nawet chłodno, ale po blisko 70 kilometrach, gdy zbliżałem się już do Navarry, w końcu przewiało chmury, wyszło Słońce i zaczął się upał. 20 kilometrów dalej dotarłem do miejsca, od którego najpewniej musiałbym wspomagać się mapą, gdybym wcześniej nie wykuł trasy na pamięć. Dzięki temu, choć pierwszy raz byłem na rowerze w tych rejonach, bez większych problemów dojechałem do Noáin leżącego na przedmieściach Pamplony.


Berdún

Escó

Embalse de Yesa

Monte Higa de Monreal (1295 m n.p.m.)

Acueducto de Noáin z XVIII wieku, 1 km długości i 96 łuków



Pokręciłem się chwilę po miasteczku w celu odnalezienia siedziby mitycznego browaru Naparbier. Następnie skierowałem się do centrum Pamplony. Problem był taki, że od południa do miasta prowadziły raczej tylko dwupasmowe drogi, które były albo autostradą, albo trasami szybkiego ruchu. Zaryzykowałem i wjechałem na jedną z nich, z której na szczęście po kilkuset metrach udało się uciec. W mieście przez jakiś czas szukałem baru lub sklepu z dobrym piwem, ale wszystkie miejsca były zamknięte. W jednej tylko knajpie można było w czymś wybierać z i tak okrojonej na czas fiesty listy piw, ale ceny podniesione o co najmniej 100 % zniechęcały do konsumpcji.

Odwiedziłem wszystkie znane mi miejsca na terenie Starego Miasta, między innymi rozległy rynek, Ayuntamiento, zagrodę byków, z której są wypuszczane podczas porannych biegów, arenę będącą miejscem zakończenia biegów, pobliski park, gdzie na noc rozbijane są dziesiątki namiotów, znajdujący się niedaleko pomnik jednego z królów Pamplony, a także miejscówkę przy murze seminarium duchownego, gdzie w latach poprzednich parkowaliśmy samochód, a policja zarekwirowała nam namiot
– na dzień wszystkie namioty mają być złożone (zmieniła się nie do poznania, gdyż obok powstała stacja benzynowa). Po objeździe miasta udałem się w drogę powrotną do Noáin, zahaczając jeszcze o jeden z fastfoodów.


Ayuntamiento

Barwy obowiązujące na czas fiesty

Zagroda, z której każdego ranka wybiegają byki

Pod jedną z bram po prawej stronie w 2004 podczas biegu...

...stałem jak sparaliżowany

Podczas fiesty siesta prawie nie obowiązuje

Calle de la Estafeta, którą prowadzą poranne biegi

Brama wejściowa na arenę

Aleja prowadząca do rynku

Monument El Encierro

Pomnik jednego z królów Pamplony

Widok na przedmieścia

Po lewej Catedral de Santa María la Real de Pamplona

Siedziba browaru Naparbier

Żar lał się z nieba, a do domu zostało około 120 kilometrów. Niedaleko wioski Elorz, od której nazwę wzięła dolina, którą jechałem, dołączył do mnie niejaki Migiel – jak się później okazało, mieszkaniec Pamplony, który na czas fiesty często ucieka z miasta przed całym tym zgiełkiem. Razem pokonaliśmy wyrastającą przełęcz, a po zjeździe z niej pożegnaliśmy się przy rondzie, z którego odchodzi znana mi z wyjazdu na Vuelta al País Vasco droga do Lumbier.

W miasteczku Yesa zatrzymałem się na obowiązkowe piwo, ale zanim dotarłem do baru, podjechałem pod tamtejszy kościół zrobić kilka zdjęć. Pech chciał, że akurat w tym samym momencie pojawił się samochód, który skutecznie zasłonił fotografowany obiekt. Okazało się, że wysiadła z niego kobieta, która otwarła kościół i w ten sposób przypadkiem załapałem na zwiedzanie Iglesia vieja de San Esteban, ukończonego około 1200 roku. W jego wnętrzu znajdowały się odkryte freski z XV i XVI wieku, a także zabytkowa chrzcielnica wykuta z jednego kawałka głazu. Następnie czekało zimne piwo, które orzeźwiło umysł i ciało, dzięki czemu ostatnich kilkadziesiąt kilometrów pokonałem w miarę sprawnie i przed zmrokiem wróciłem do Sabi.


Lumbier

Iglesia vieja de San Esteban

Wnętrze 800-letniego kościoła...

...i freski z XV i XVI wieku



Chrzcielnica

Embalse de Yesa

Tiermas

Escó


Dane:
273,77 km
10 h 29 min
Vśr = 26,10 km/h
Vmax = 72,48 km/h


Słowo na dziś:
santo - święty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz